Właściwie po co się tym zajmować?…poszukiwaniem prawdy o sobie –nic to nie daje –kasy mi nie przybędzie , nie znikną problemy…
-to bardzo powierzchowne stwierdzenia …takie znieczulacze, którymi się faszerujemy od rana do wieczora, powtarzając „rytuały” zaklinające rzeczywistość, by przetrwać.
Droga do przebycia –Teraz i jak
Terminu „fałszywe ja” użył po raz pierwszy Thomas Merton, cysters, chcąc wyjaśnić chrześcijanom znaczenie jednej z kluczowych, często powtarzanych nauk Jezusa, który mówi, że musimy umrzeć dla siebie i „stracić siebie by siebie odnaleźć (Mk 8,35). Słowa te były w historii chrześcijaństwa przyczyną licznych problemów i nieporozumień, gdyż brzmią negatywnie i ascetycznie, interpretowano je zwykle jako wezwanie do umartwiania ciała. Chodzi w nich jednak nie o karanie siebie lecz o wyzwolenie.
Przez całe wieki chrześcijanie tkwili w błędnym przekonaniu, że jeśli umartwią ciało, ich duch nagle wstąpi z jakiś powodów na drogę cudownego rozwoju. Zawiniła tu nie tylko rozpowszechniona w starożytności i obecna w wielu religiach platońska pogarda dla ciała . Paweł bardzo niefortunnie używał słowa „ciało” mając na myśli wrogą opozycję do ducha (por np.: Ga 5,16-24). Dziś zamiast ciało powiedzielibyśmy prawdopodobnie „ego” albo „małe ja”; takie określenie byłoby bez porównania bliższe temu , co Paweł w istocie chciał powiedzieć. Pamiętajmy, że chrześcijaństwo wyznaje, że „Słowo stało się ciałem” (J 1,13), a Jezus powrócił do ciała po zmartwychwstaniu (Łk 24, 40 ) nie możemy zatem uważać ciała za złe. Jeśli nasza religijność jest wroga ciału, nie może być autentycznie chrześcijańska. Jak słusznie stwierdził Merton „umrzeć” musi nie ciało lecz fałszywe „ja”, którego i tak nie potrzebujemy. Zbyt łatwo bowiem staje się substytutem prawdy ukrytej głęboko w nas samych. Nieśmiertelny diament –w poszukiwaniu prawdziwego ja -R. Rohr