Warsztat „Effatha, otwórz się!” traktowałem jako kolejny krok w pracy nad sobą. Czułem, że jest to dla mnie, dlatego zdecydowałem się wziąć udział. Nie miałem konkretnych oczekiwań, nie wiedziałem też czego się spodziewać. Jednak z cichą nadzieją i ciekawością liczyłem, że Bóg zadziała, i nastąpi jakiś większy przełom.

 

Pierwszy raz uczestniczyłem w tego typu warsztacie połączonym z pracą w grupie. Przed spotkaniem towarzyszył mi strach i niepokój przed tym co miało nastąpić i przed ludźmi którzy tam będą i których nie znam. Głównie dla tego że jestem bardzo nieśmiałym, zamkniętym w sobie mężczyzną, z problemami w tworzeniu relacji. Miejsce warsztatu, z racji swojej skromnej wielkości było/jest dla mnie dość specyficzne ponieważ momentami czułem się niefrasobliwie i byłem przytłoczony taką ilością ludzi na tak małej przestrzeni. Często nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Z drugiej strony taka forma pracy w grupie, gdzie większość czasu się siedzi obok siebie pozwoliła myślę na wytworzenie bliższej więzi, wspólnoty. Pomimo, nieznajomości wielu osób czułem się w tym miejscu bezpiecznie, jak wśród swoich.

 

Nie będę ukrywał, ale czas warsztatu był dla mnie niezwykle trudny. Od samego początku toczyła się w mojej głowie bitwa myśli, którą toczyłem z własnym krytykiem, fałszywym ja. Tak wiele problemów, że nie widziałem na czym się głównie skupić. Ciężko było mi się odnaleźć, jednak pomocne było to, że jestem wśród osób z podobnymi problemami. Dało się wyczuć zrozumienie i empatię.

 

Praca z ciałem była dla mnie cennym doświadczeniem, ponieważ co innego jest ćwiczyć sobie samemu we własnym zaciszu domowym gdy nikt na nas nie patrzy, a co innego pośród nieznanych mi osób. Gdzie musiałem dzielić ten kawałek podłogi z innymi i byłem narażony na min. dotyk innych, spojrzenie. Jednak to dawało wiele informacji zwrotnych, jak reaguję i co mi to robi. Ten warsztat dał mi okazję wyjść z własnej strefy komfortu i dał możliwość zmierzyć się z własnym lękiem, strachem, wstydem, własnymi przekonaniami. Czułem duży opór w sobie aby je wykonywać ale stopniowo małymi krokami starałem się przełamywać, robiąc je na siłę.

 

Praca z ciałem pokazała mi jak wiele emocji, doświadczeń, historii jest zapisanych w naszym ciele. Praca w grupie pokazała mi moje błędne przekonanie, że nie mam nic wartościowego do powiedzenia. No bo przecież kogo to będzie obchodzić? Żałuję, że tak długo zwlekałem z zabraniem głosu ponieważ, uświadomiłem sobie że to co ja uważam za zbędne, nie ważne może komuś pomóc. Ktoś może z tego skorzystać bardziej niż ja, bo pomoże mu to otworzyć się, wyciągnąć na wierzch przykre, doświadczenie, zranienie z przeszłości zakopane przez umysł. Moje doświadczenia mogą służyć innym w procesie uzdrowienia, a przez to może wyjść jeszcze większe dobro.

 

Pomimo, że nie nastąpiło we mnie wielkie buum, to widziałem piękne i wzruszające momenty otwierania się innych. Płacz i łzy to coś co wypierałem przez większość swojego życia. Jako dziecko, płacząc często byłem uważany za beksę, mój płacz spotykał się z wyśmianiem, oznaką słabości dlatego czułem przy tym wstyd i wypierałem to, uważając to za wadę. A teraz tak bardzo tego potrzebuję. Zobaczyłem, że łzy nie są żadną ujmą ale wręcz błogosławieństwem, czymś uwalniającym i uzdrawiającym. To dar od Boga, który ma na celu nam pomagać i jest tak samo potrzebny jak radość czy uśmiech.

 

Cieszyłem się z tego, że Pan Jezus działał, jednak czułem lekką zazdrość i niedosyt, że innym udaje się otworzyć. I choćby dlatego warto było przyjechać, żeby to zobaczyć, bo dało mi to okazję zobaczenia w jakim miejscu jestem i przede wszystkim otrzymałem motywację do dalszej pracy nad sobą i nie poddawania się w odzyskaniu siebie.

 

Basiu i Szymonie, dziękuję Wam za ten wspólnie spędzony czas, za możliwość pracy nad sobą, nie samemu ale pod okiem kompetentnych i wykwalifikowanych, dobrych ludzi, którzy podchodzą z miłością i stawiają na pierwszym miejscu na dobro uczestnika. Dziękuję, za możliwość przeglądnięcia się w twarzach innych i zobaczenia że nie jestem tym co o sobie myślę. No prawie. Chociaż to było tylko chwilowe, i wiem że jeszcze dłuuuga droga przede mną.

 

Szymonie byłem pod wrażeniem twojego zaangażowania jakie włożyłeś w te warsztaty.

Tak jak i kreatywności z jaką wymyślałeś kolejne ćwiczenia w danej chwili, pomagające otwierać się. Pokazałeś, że nie ma niemożliwego, a ograniczenia istnieją tylko w naszych głowach. Dziękuję Ci, że wysłuchałeś mojej prośby a raczej błagalnego SOS i pomogłeś mi się przełamać w zabraniu głosu. Dosłownie w ostatnim momencie. Prawdopodobnie pokrzyżowałem Twoje plany na dalszą część warsztatów, ale myślę że dzięki temu wyszło to z korzyścią dla innych.

 

Basiu, dziękuję za twoją obecność pomimo, że twoja rola była dość skromna to jakże bardzo potrzebna! Dzięki Tobie czułem, że jestem w dobrych rękach i chociaż nie potrzebowałem takiej pomocy to wiedziałem, że mogę na nią liczyć i przez to czułem się bezpiecznie.

Paweł