„W pewnym okresie młodości litowałem się nad owrzodzonymi ciałami żebraków . Opłacałem dla nich uzdrawiaczy i kupowałem balsamy. Karawany przywoziły dla mnie z pewnej wyspy maści sporządzone z domieszką złota , które zabliźniają skórę na chorym ciele. Aż do dnia, kiedy przyłapawszy ich na tym, jak drapiąc się wdychają odór wydzieliny, podobni do człowieka, co wdycha zapach ziemi, aby wyrwać z niej purpurowy kwiat, pojąłem że cuchnące rany są dla nich szczególnym bogactwem.  Pokazywali jedni drugim zgniliznę ciała z dumą, pyszniąc się otrzymaną jałmużną , bo ten, co dostawał najwięcej, równy był we własnym mniemaniu wielkiemu kapłanowi, okazującemu wiernym najpiękniejszego idola(…) Tak więc kikutami torowali sobie drogę w świecie, a podając swoje członki ablucjom, które zaspokajały ich dumę , wszelkie starania przyjmowali jako należny sobie hołd, skoro jednak choroba została opanowana, odkrywali, że są niczym, czuli się zbędni, i od tego momentu starali się przede wszystkim o nawrót choroby, aby karmić ją dalej własnym ciałem. Kiedy zaś znów mogli się okryć szata nieszczęścia, w chwale i pysze ujmowali w rękę żebraczą miseczkę i ruszali szlakiem karawan.”

Twierdza  A.de Saint-Exupery .s. 5